Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/natalis.ta-wykonac.lezajsk.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 17
an43

- Tego nie powiedziałam. Były takie... przelotne, no wiesz,

- Przykro mi, tak niewiele pamietam - powiedziała Marla.
Alexander - Eugenia spojrzała na złoty zegarek - jeszcze nie
wypadku.
przestraszonego? A mo¿e znowu ponosi ja wyobraznia?
O Bo¿e, nic nie mo¿e na to poradzic.
262
Ale Marla jest w to zamieszana. Wiesz o tym. Nie mo¿esz
brody, unoszac głowe Marli i zmuszajac ja, by spojrzała mu w
Rzucił sie biegiem w dół zbocza. Usłyszał jeszcze zgrzyt
przed sadem dla nieletnich. Najwyrazniej jego ojciec, Fenton,
korzystnie. Pewnie stał się jeszcze podlejszą kanalią.
- Sam na sam, sędzio. Musimy porozmawiać bez świadków. - Spojrzała wymownie na jego pomagierów.
Scisneło go w dołku, ale własciwie nie był zaskoczony.
- Ja... ja nie rozumiem.

gorący oddech owionął jej kark.

piersiach. Miała wra¿enie, ¿e zaraz umrze. Zacisneła palce na
pełnym jego garniturów i marynarek zapach wody po goleniu
ciemnych włosów porastających jego pępek tuż przy dżinsach, zdecydowanie zbyt nisko opinających jego biodra. -

- Na razie chyba nie najlepiej mi idzie z rodzinamrukneła,

- Pistolet przepadł, co?
zabliźnioną powieką. Dwa głębokie ślady znaczyły policzek
- A inni? Jest wśród nich jakiś jednooki?

- Chca. Wiec mamy ju¿ wiecej ni¿ tylko jedna osobe. -

przy garażu. Pochylił się nad nią i usiłował robić sztuczne oddychanie, wdychając powietrze w jej rozchylone usta i naciskając klatkę piersiową. - Zadzwoń po policję! Derrick stał jak wryty. - Cholera, Derrick, wezwij policję! - Ja... nie wiem, jak. - Drżała mu broda, trząsł się ze strachu i od płaczu. - Tatuś, ja nie... - Zadzwoń do informacji, na miłość boską. Powiedz, żeby wezwali pogotowie do Buchanana. Derrick z trudem przełknął ślinę. - Ja... ja... tatusiu, czy mama umrze? - Nie, jeżeli natychmiast wezwiesz pogotowie! Szybko! Derrickowi jakoś udało się dotrzeć do domu. Wszedł na krzesełko, żeby dosięgnąć do telefonu w kuchni. Wykręcił zero. Poczuł, że po nodze cieknie mu ciepła strużka. - Musicie przysłać pogotowie i uratować mamusię! - szlochał tak głośno, że kobieta po drugiej stronie linii prawie go nie rozumiała. - Ona umiera! Umiera! Choć minęło wiele lat, na wspomnienie tamtej nocy Derricka ogarniał potworny niepokój. Wszyscy mu tłumaczyli, że to nie jego wina, że był mały i mógł nie pamiętać adresu. W końcu był tylko dzieckiem. Ale nigdy sobie nie wybaczył. Nie wybaczył mu też ojciec. Od tamtej pory zaczął odnosić się do niego inaczej. Syn przestał być najpiękniejszy i najmądrzejszy w oczach Reksa Buchanana. Całą swoją ojcowską troskę przeniósł na maleńką córkę, żywą kopię matki. Derrick, nie rozumiejąc, co się dzieje, robił wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę ojca. Próbował dobrego i złego. Przekonał się, że złe rzeczy przynoszą lepsze efekty i są o wiele bardziej zabawne. Było wiadomo, że jest dziedzicem Buchanana, ale nigdy już nie był kochany. Nie tak, jak kiedyś. Nie był uwielbiany tak, jak kiedyś. Tej nocy, kiedy Bóg odebrał mu matkę, Derrick Buchanan stracił również ojca. 22 Oswald Sweeny potwierdził to, co Cassidy już wiedziała. Marshall Baldwin był człowiekiem bez przeszłości. Nie miał dzieciństwa, nie miał młodości, nie miał pierwszej miłości. Nie znalazła się babcia, która odpowiedziałaby na pytania, ani zapomniana siostra, która poprosiłaby o więcej informacji. Nie pamiętał go też żaden nauczyciel szkolny. - Tak. - Głos Sweeny’ego było dobrze słychać, chociaż dzwonił z Alaski. - Wygląda na to, że nasz facet pojawił się tam, gdy miał dziewiętnaście lat. Sprawdziłem dokumenty w Kalifornii i wie pani, co? Rzeczywiście w Glendale w 1958 roku urodził się Marshall Baldwin, ale kiedy poszukałem dalej, okazało się, że zmarł pół roku później. Zespół nagłej śmierci noworodka. Rozmawiałem z jego matką. Mieszka teraz we Fresno. Cassidy ścisnęły się wnętrzności. Nie były to zaskakujące nowiny, mniej więcej to samo usłyszała od Michaela Fostera. A to oznaczało, że wkrótce Bill Laszlo będzie miał te same informacje. - Nie było innych facetów o tym samym nazwisku? - Było wielu, ale wszystkich sprawdziłem. Żyją albo umarli, ale nie można ich brać pod uwagę. Po niemowlaku z Glendale ktoś bez trudu mógł przyjąć nazwisko. O Boże. - Zachodzę w głowę, czy Baldwin to Brig McKenzie. - Sweeny jakby odgadł jej myśli. - Całkiem możliwe. - Zaschło jej w gardle. - Nie byłby tak podobny, zwłaszcza po wypadku. - Po wypadku? - powtórzyła. - Tak. Baldwin miał potworny wypadek w tartaku. Coś wybuchło i kawałek drewna uderzył go w lewą stronę twarzy. Miał operację. Ale to wcale nie wyklucza tego, że ten facet to McKenzie. Chce pani, żebym się tym zajął? - Był zniecierpliwiony, jakby w końcu znalazł coś, na czym może położyć łapę. - Nie, dziękuję... - Ledwie mogła się skupić na rozmowie. - Zrobił pan nawet więcej niż trzeba. Proszę mi przysłać rachunek. Tutaj, na adres redakcji. - Nie ma sprawy. Odłożyła słuchawkę i spojrzała znad biurka na Billa Laszlo. Oparty o ściankę działową, wpatrywał się w Cassidy. - Złe wieści? - spytał z chytrym uśmieszkiem. - Cały ty. - Selma podjechała na krześle obrotowym do przepierzenia. Bill musiał się szybko odsunąć, żeby na niego nie wpadła. Selma przeczesała sobie palcami loki. - Jeżeli nie przestaniesz jej zadręczać, naprawdę będzie musiała zacząć palić. Laszlo nie zwrócił na nią uwagi. Wziął przycisk do papieru z biurka Cassidy. - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. - Czego chcesz, Bill? - Potwierdzenia. - Czego?
- Gdybym tak zrobiła trzy lata temu, to nigdy nie dotarłabym do
113